Pierwsze połowy w Norwegii:) Jak to jest łowić w fiordzie.

No i w końcu się wydarzyło.... pojechaliśmy na łowienie ryb...do Norwegii:) Nie trzeba mieć kart rybackich i zezwoleń. Na łowienie w morskich wodach /fiordach, zatoczkach ...czy innych wytworach połączonych z morzem/ nie potrzebne jest żadne zezwolenie ani opłata. Jak się okazuje to tylko łowienie w słodkowodnych akwenach objęte jest taryfikatorem no i oczywiście łowiska prywatne.

My naszą rybacką przygodę rozpoczęliśmy od Tvederstrand. Nie dosyć że ładne miasteczko /jak na te warunki to miasteczko:)/ to z fajnym portem łatwo dostępnym z rozbudowaną siecią pomostów.

Po drodze spotykamy jeden z symboli Norwegii - łosia spokojnie pasącego się na przydrożnej łące. Biorąc pod uwagę ilość lasów tutaj i ilość dróg ...to chyba lepiej powiedzieć: łące przy lesie;) Klempa nic sobie nie robiła z samochodu i spokojnie się pasła! To się nazywa spokój.

Mając sprzęt ze sobą /zakupiony w Decathlonie, składany zestaw z wszystkimi  wydawać by się mogło, dla mnie akcesoriami/ idziemy do portu na połowy:) 


Risor-rowerem Nie ma to jak pojeździć rowerem. Szkoda że wszędzie jest taka różnica wzniesień i trzeba się napedałować żeby  gdzieś dojechać... Miejsce na mapie ciekawie położone. Jazda dobrymi drogami cały czas pomiędzy jeziorkami i lasami...niestety cały czas raz górki i raz pod górkę. Trzeba się troszeczkę wysilić.

W czasie jazdy mijam sporo rowerzystów. Niektórzy jadą chyba do pracy inni spacerowo i rekreacyjnie. Widać że aktywne spędzanie czasu jest tutaj powszechne. Fajnie. Dla mnie to niezła frajda. Szkoda tylko że nie mam swojego roweru:(

Miasteczko takie trochę bardziej turystyczne. Inaczej niż u nas. Więcej ludzi przypływa tutaj łodziami niż autami. Port w którym siedzę i delektuję się wodą żyje całym sobą. Ludzie przypływają jedną łódką za drugą...zakupy, restauracja jakieś lody i do domu;) Chyba. Zupełnie inaczej niż na lądzie u nas;)))