Przy okazji takiego wyjazdu nie sposób było pominąć Madrytu, który z racji swoich zabytków i odległości od morza pozostawał poza zasięgiem naszych Iberyskich urlopowych tras. W związku z tym /no i oczywiście oszćzędności/ zaplanowany Las Fallas w Walencji zaczął się od przylotu do Madrytu.
Ale żeby nie bylo to takie oczywiste to nie z Balic czy Pyrzowic tylko z ...Brukseli:) Też się zdziwiłem kiedy przelot bezpośredni do Madrytu to wydatek rzędu 1200zł. /2os. tam i z powrotem/ a przelot przez Brukselę /łącznie 4 loty/ kosztawał nas 370zł. Nie trudno się domyslic dlaczego wybraliśmy te opcję...
Na miejscu - w Madrycie przez www.booking.com mieliśmy zarezerwowany pokój w samym centrum przy Grand Via więc bez błądzenia metrem z Barajaz dojechaliśmy do celu. Teraz jeszcze szybka masakra językowa z kolesiem mówiącym tylko o hiszpańsku, prysznic i szuu na miasto. Przewodnik w jednej aparat w 2 i do przodu. Nie ma zmiłuj trzeba pobiegać, zobaczyć to i to i to jeszcze... nogi bolą.
Trudno. Nikt nie powiedział że będzie łatwo:)
Rano transport a Atocha gdzie chcieliśmy wziąć samochód na podróż do Walencji. Po ciekawych perturbacjach /w hiszpańskim ATESA tylko z paszportem, AVIS cena z kosmosu itd.../ wypozyczyliśmy auto i ruszyliśmy na południe.