Jest 11 luty 2015r. piekielnie zimno! -wszystko zamarznięte, budzimy się w Plaza Colera - wstajemy o 2 tzn. budziki dzwonią. Dzisiaj atak szczytowy.
Wczoraj 10 lutego postanowiliśmy przenieść się do obozu na Plaza Colera i atakować rano. Pogoda się zaczęła mocno psuć spadł śnie. Nad Ancą uformował się charakterystyczny obwarzanek ogłaszający zmiany pogodowe- raczej nie na lepsze.
Spadł śnieg i spadła temperatura. Dzień wcześniej - 9 - na szczycie wiatr przekraczał w podmuchach grubo 100 km/h! Dobrze, że nie atakowaliśmy tego dnia.
{jb_quoteright}Dobra rada: JEŚLI NIE MUSISZ WYCHODZIĆ Z NAMIOTU - NIE WYCHODŹ! Zrób wszystko to trzeba w osłonie namiotu okryty śpiworkiem. Potem ubieraj buty i wychodź na zewnątrz!{/jb_quoteright}
Spanie na tych wysokościach do mega przyjemnych nie należy. Nie wspomnę już o jedzeniu. Wszystko długo się gotuje. Topienie wody zajmuje dużo czasu. Łukasz się wychładza i marzną mu palce. A tutaj jeszcze jedna porcja wody i jeszcze jedna!
Nic to jak nie teraz to KIEDY?!
Zmarznięci rozruchem staramy się pozbierać do kupy. Krok za krokiem. Jeszcze jeden i będzie dobrze....niestety nie do końca! Od czego jest partner?! Kopa w dupe i damy radę. I to teraz bo nie wejdziemy wogóle! Podpinamy się na spkojnie pod jakiś tramwaj na górę. Idą strasznie powoli. No ale nam się też jakoś szczególnie nie śpieszy:) Trzeba się rozkulać i nabrać własnego rytmu.
Kiedy wychodzi słońce nadal jest zimno ale psychicznie o 100 lepiej. Można w końcu odsapnąć i nacieszyć się górami. Docieramy do pierwszego etapu - INDEPENDCIA to 6250. Trzeba odpocząć i uzupełnić płyny. Wielu wspinaczy kończy tutaj wejście. Widać brak sił a u niektóych rozpacz. Trudno nie zawsze da się wejść. Zdrowie ważniejsze. I trzeba lczyć siły na zamiary. MY się nie poddajemy.
Przed nami trawers zbocza do najtrudniejszego odcineka - żlebu CANALETTA. Fakt się potwierdził. Odpoczynek pod skałą nie zwiastowął jeszcze niczego strasznego. Niestety ZACZĄŁ PADAĆ ŚNIEG i to tak gęsty, że czasami trzeba się zatrzymać bo nic nie widać. I CO TERAZ?? Zrezygnować czy przeczekać. Czas nie działą na naszą korzyść! Na szczęście coś się od czasu do czasu przejaśnia a przed nami wchodzi mała grupka. Nie jest najgorzej. Podchodzenie utrudniają teraz już oblodzone i zasypane śniegieme głazy na podejściu. Trudno powiedziało sieA trzeba i b i c ...bo zejść trzeba. Najważniejsze że atak szczytowy-Aconcagua zdobyta.
Odpoczywam coraz częściej. Ciężko się wchodzi z moimi krótkimi nóżkami. Ale po to tutaj przyjechałem!!! Krok za krokiem do góry. Znowu nic nie widać! Cholera. Widać szczt na wyciągnięcie ręki dosłownie. Łukasz mnie mobilizuje przed szczytem- DASZ RADĘ DASZ RADĘ. I wkońcu daję!!!
Kilka kroków i JESTESMY NA SZCZYCIE. Śnieg wali już niemiłosiernie... Cieszymy się jak małe dzieci! DALIŚMY RADĘ!
Atak szczytowy-Aconcagua zdobyta 11 luty 2015r. Łukasz i Mariusz na szczycie ACONCAGUA - Ameryka Południowa - KORONA ZIEMI.!