Majowa SARDYNIA:)
Lądujemy w Alghero. Lotnisko kilka kilometrów za miastem. Ale niestety lądujemy jako ostatni i lotnisko przymiera....Niestety samochód dostaniemy dopiero rano o 8. Czeka nas kilka godzin nocki na lotnisku.
Niezrażeni tym faktem, próbujemy jakoś się zasymilować z resztą turystów czekających tak samo czy jak kto woli miło spędzających czas przy kawce i kanapkach. Do rana jakoś zleci. No i zleciało.... Pierwsze ristorante się otwierają. Nie ma to jak zacząć dzień wspaniałą, przemocną espresso;)
Pan w wypożyczalni o dziwo przychodzi kwadrans wczesniej i wydaje nam wczesniej zarezerwowany samochodzik. 5 minut formalności podpisik i kluczyki w dłoni. Śmigamy na parking i ... dostajemy nowiutkie clio z przebiegiem 3400 km! Lubię takie prezenty. Przynajmniej potestuję nowego renaulta:) Sprawdzamy oglądamy pakujemy się i w drogę. Jedziemy coś zjeść i powałęsać się po Alghero.
POLECAM SZCZEGÓLNIE: wałęsanie się po Alghero /mury, stare miasto/ - obowiązkowa degustacja lokalnych wyrobów piekarniczych /najlepiej bezpośrednio z drzwi rodzinnej piekarni-trzeba patrzeć gdzie kupują sardyńczycy przeważnie z dziećmi po szkole/.
No to śniadanie w pięknych oklicznościach przyrody - na murach Alghero z pięknym widokiem na nasz następny cel dzisiejszego dnia: Capo CACCIA.