DZIEŃ 1 - lodowiec KAHILTNA. Czas zacząć na poważnie. Zaraz po wylądowaniu i przepakowaniu się na sanki ruszamy na podbój góry. Dzisiajsze nasze założenie - ile się da! Najprawdopodobniej będzie to obóz 1 bo zrobiło się już późno. I pomimo dnia polarnego nie zajdziemy daleko....
Nie ma co się rozczulać i zastanawiać ruszamy do obozu 1 tak jak mieliśmy w naszych planach poukładane. Jest mało technicznie ale ilość osób na trasie a szczególnie dużych wieloosobowych ekip nie ułatwia marszu szczególnie przy wyprzedzaniu!
Na dodatek pogoda się psuje i po paru godzinach trzeba ubierac się w kurtki. Bo zimno i zaczął padać śnieg...i zaczęła się na poważnie przygoda z Alaską. Wszystkie ekipy ida ciągiem jeden za drugim. Ale wiadomo jak to jest w dużej ilości. Nie łatwo a już napewno nierówno się idzie.
Nasza 2 osobowa ekipa pomimo że wyszliśmy jako jedni z ostatnich...wyprzedza ekipe za ekipą...DZIEŃ 1 - lodowiec KAHILTNA przejście do obozu 1 wydaje się bardzo najbardziej realne. Późna pora, padający śnieg trzeba odpocząć.
W ferworze walki gubimy znaczniki tzn. ja gubię bo niewałściwie je zamocowałem. Ech pierwsza wtopa. Jakoś sobie będziemy musieli radzić z oznaczeniem depozytów:)
DZIEŃ 1 - lodowiec KAHILTNA do C1. Raz gorąco raz zimno. Niestety nie ma co narzekać...nie złej pogody są tylko niewłaściwe ubrania!! Trzeba zacytować Lukasa i walić do obozu. Pogoda sie pogarsza więc trzeba zatrzymać się jak większość ekip w obozie 1 i odpocząć. Docieramy bez trudu. Jak zaczynamy rozbijać namiot poznajemy sympatycznych Polaków, którzy nacują obok nas. Pogaduchy, ocena sprzętu jest normalnie. Fajnie. Nie tak jak na Aconcaqua z polskimi ekipami....szkoda gadać.
Bez łopaty nie ma szans na rozbicie normalnego obozowiska. Widać że piła śniezna też by się przydała do umocnienia i wyrównania ścian osłonowych. Nasza łopata griwela dołączana do czekana robi furorę. Mało kto widział taki wynalazek...Ale wprawne oko poszukiwacza ciekwostek Lukasa...TAK!