Elbrus zdobyty trzeba zejść.
Niestety po bardzo przyjemnym wejściu na szczyt w pięknych warunkach pogodowych zejście okazało się już sporym problemem. Oczywiście problemem był nasz czas wejścia. Im wczesneij rano jesteś na szczycie tym bardziej stabilna jest pogoda. No cóż nasze tempo nam na to nie pozwoliło. Załamanie pogody dopadło nas przed przełęczą;( Elbrus zdobyty trzeba zejść.
Pogarszające się warunki pogodowe nie pozwalają na szybkie zejście. Zaczyna padać coraz bardziej gęsty snieg i widoczność spada do kilkunastu metrów! Nie jest nam do śmiechu ani trochę. Zmęczenie daje znać o sobie. Ocena systuacji nie jest wyraźna. Niestety nie mamy wyjścia.
Jest na tyle kiepsko że rozważąmy przeczekanie załamania pogody kopiąc jamę śniezną-niestety nic nie widać.
Z przeczytanych przez ze mnie w necie relacji z wypraw zapamiętałem jeden fakt. Czerwone chorągiewki wyznaczające szlak i ustawione tak żeby omijać szczeliny. Jak czytałem to w domowym zaciszu w foteliku smiałęm się że komuś się chciało oznakować szlak choragiewkami:) Ha ha. W czasie zejścia śmiałem się przez łzy z siebie. Teraz już wiedziałem dlaczego i po co ktoś bardzo mądry to zrobił.
Musimy zejśc jak najszyciej! A my utkniemy gdzieś w śniegu na zboczu nie widząc i nie wiedząc gdzie idziemy. OMG. Sytuacja nie była wesoła. Ale prowadzę dziarsko przez śnieg od choragiewki do choragiewki. Schodzimy powoli. Z utratą wysokości jest coraz wiecej siły. Na szczęście adrenalina pompuje zasilanie do głowy. Przez śnieg szukam następnych choręgiewek. Niestety. Wszystko dookoła jest już kompletnie białe. Żadnego szlaku...tylko chorągiewki. Raz mszę podejsć bo zgubiłem szlak. Na szczęście szybko się odnalazłem i juz poganaim Łukasza żeby się śpieszył - "na dół na dół"!
Elbrus zdobyty trzeba zejść. Ta myśl to mój priorytet. Nic się nie liczy. Kiedy moim oczom ukazuje się zarys czerwonego miśka-ratraka na wysokości 5000m. już wiedziałem że się udało i jesteśmy względnie bezpieczni. Gramolimy się do środka. Odpoczywamy. Może uda się przeczekać ten nawał wiatru i śniegu...może... W ratraku nie wieje i jak na tą chwilę jest ciepło. Zasypiamy jak małe dzieci:))) Po krótkiej nerwowej drzemce schodzimy na dół. Teraz jest już tylko w dół. To strome podejście-teraz zejście do naszego namiotu.
Jeszcze jedna wazna sprawa. Myśl. Nie przeocz mijesca gdzie jest wejści do naszego namiotu. Nie jest prosto bo wszystko jest zasypane! Udało si. Jest. Jestesmy w namiocie jesteśmy bezpieczni. Cieszymy się...i padamy jak wykręcone szmaty na śpiwory. Ciepło, bezpiecznie, miekko...Ech Elbrus. Udało się! Jeszcze zejście do Azau i koniec wyprawy.