Wyruszamy na wspólną wyprawę. To nasz pierwsza, wspólna i daleka wyprawa. Po krótkiej aklimatyzacji w Alpach ruszamy na wschód. Elbrus czeka. To nie tylko nasza pierwsza tak wysoka góra ale też pierwszy poważny wyprawowy wyjazd w "dzikie" rejony Europy. No i nareszcie... Przygotowania ukończone. Sprzęt skompletowany. Papiery przygotowane. Wiemy gdzie i wiemy jak. Teraz tylko czas i odległość. My zaczynamy od dopełnienia "obowiązku" koronowego, czyli trzeba zrobić dodatkowo Elbrusa. KORONY ZIEMI sama się nie zrobi.
Jak wiadomo z 7 szczytów Korony Ziemi oficjalnie si już zrobiło 9 /na szczęście kontynentów nie przybyło;)/.
Jak się okazało internet potęgą jest i basta! Kasa musi płynąć niezaleznie od ustroju:)
Po zarzuceniu wici w necie...a konkretnie tutaj na mojej wasnej strony bez niczyjej pomocy udało się znaleźć chętnego na wspólny niskobudzetowy wyjazd do Rosji i zdobycie w końcu Elbrusa.
Sytuacja rozwijała się bardzo szybko.... chociaż jak to w tanich filmach bywa były i przeszkody. Łukasz mieszka w Szwecji ja w Polsce. Na szczęście nie zapomniał jezyka i nie musimy się męczyć z dogadywaniem... Zresztą z pomocą ryszyły tanie linie lotnicze więc... jeden przeskok do Polski i już się znamy! 2 przeskok do Szwecji i znamy się już dobrze.
Wyprawa zakładała wejście na szczyt klasyczną drogą. Ale pierwszy odcinek pokonamy kolejką jak się da;)
A po kilku dniach już nawet bardziej i to wszystkie 2 rodziny!!
Podumowanie: wszystko jest możliwe potrzebne są chęci i determinacja! Ja mam chęci Łukasz determinację - nasze żony NIEBIAŃSKĄ CIERPLIWOŚĆ:)))
Wyruszając na wspólną wyprawę "zasilamy" się cały czas internetem. Jest już dużo latwiej niż parę lat temu. Ludzie chętnie wrzucają relacje dzięki którym łatwo jest zoorganizować własną wyprawę. Łukasz musi mieć wszystko przygotowane i opracowane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Ogarnął wymagane dokumenty:
- jak i gdzie się starać o rosyjską wizę - pośrednik wyszukany przez Łukasza oczywiście za opłatą pomógł bezproblemowo załatwić formalności. Korespondencja odbywa sie przez neta. Wszystkei formalności internetowo. Duże biuro z Warszawy dobrze sobie poradziło ze wszystkim,
- wymagane górskei ubeezpieczenie, które okazało się nie tak bardzo obowiązkowe,
- rezerwacja pociągu - bo to najtańsza wersja ale też przygoda, do Mineralnych Wód,
- rezerwacja noclegu pod Elbrusem i pięczątka na kwitku z zameldowaniem - to poświadczenie że jesteśmy tam w wiadomym górskim celu,
- i wszystkie inne dodatkowe papierki, które będą nam sukcesywnei przybywać w czasie przekraczania granic:)
Wyruszamy na wspólną wyprawę. Łukasz ma oczywiście zarezerwowany lot do Katowic. Odbieram go z lotniska i jedziemy do domu. To najłatwiejsza część wyprawy:) Na następny dzień mamy zarezerwowany transport-ukraiński bus do Kijowa. I już zaczyna się przygoda. Oszczędności. Jedziemy po autostradzie 90 na godziny. Czas dłuży się niemiłosiernie. Ale dajemy radę. Pomagają płyny i dobry nastrój.
Autobus 1, trasa: KATOWICE-KIJÓW bagatela jak się okazało po podsumowaniu 20 godzin. OMG jechaliśmy jak skazańcy. Jakby to był koniec Europy! A przecież to dopiero początek, i mały kawałek drogi do Azau;))
- pociąg: KIJÓW - MINERALNE WODY - to już rosyjskie wyzwanie! Ale jak przeżyjesz tą podróż to przeżyjesz wszystko! Gdzieś koło 30h. Ale po "rosyjsku" czas leci szybko...
- teraz już tylko 200km do NALCZIKA
- już prawie prawie... teraz łapiemy marszrutkę i docieramy do TERSKOLA. Tu już z górki i chyba koniec "kółkowania". Jeszcze tylko dojechać do Azau. I koniec...początku!