Wyjeżdżamy z Las Vegas na północ kierując się do Parku Narodowego Sekwoi. Nie możemy pominąć Death Valley. Tyle wspomnień się nasuwa. Obrazów...No i znowu. Trzeba koniecznie chociaż postawić stopę:)
Mając już za sobą kilka dni i przebyte mile, mam wrażenie że drogi w stanach zrobione są dla maniaków samochodowych wojaży. To naprawdę ogromny kraj. A przemieszczając się samochodem z limit max.75 mil wszędzie jest jeszcze dalej:) Jednak nie ma co narzekać. Własny samochód to jednak mega poczucie wolności i niezależności. Stajesz gdzie chcesz. Ruszasz kiedy chcesz... Tylko kierowca musi być trzeźwy:)))
Jadąc główną drogą nr 190 przez park można podziwiać bezkres pustyni. Nie można tego porównać do pustyni w Afryce czy innym ciepłym kraju. Takie same są tylko temperatury. 120 F to już nie jest ciepło...gwarantuję wam że nie jest też gorąco! Po wyjściu z klimatyzowanego auta dostajesz nie tylko w twarz ale w całe ciało potężnego kopa gorąca. Na drodze potęguje to jeszcze płyta drogi!! Przyjemność na 1 gwiazdkę. Za to widoki warte zachodu i znoszenia takiej temperatury.
Warto się zatrzymać na Zabriskie Point i podziwiać kolorowe struktury górek dookoła. To bardzo wyraźnie oznakowany punkt na trasie i warto się tam zatrzymać! Potem już tylko jechać i napawać się bezkresem i przestrzenią....