Los Angeles to przede wszystkim Hollywood, bulwary, studio filmowe i oczywiście Aleja Gwiazd! Jakie było nasze zdziwienie jak zobaczyliśmy tłumy na chodniku przepychające się w jedną i drugą stronę. Wszechotaczająca nas tandeta nie nastraja pozytywnie;(
Nawi działa. Więc po jeździe w upale sięgającym 30 kilka stopni docieramy w rejon Alei Gwiazd. Zostawiamy auto na jak się nam wydawało bezpiecznym stacyjnym parkingu...do parkowania auta w mieście jeszcze wrócę;(
Atmosfera panująca w rejonie ulic z gwieździstym chodnikiem przypomina... krupówki w długi weekend majowy. Nie chodzi oczywiście o ilość ludzi-bo niby czego się spodziewałem;) ale o panującą tam atmosferę. Tandeta, upał, śmieci, naciągacze,karykaturalne postacie z produkcji filmowych i bezdomni to krótkie podsumowanie tej atrakcji. Ale może wszystko zależy czego się oczekuje... Zmarnowaliśmy kupę czasu i jak się okazało jeszcze więcej pieniędzy!
Obiektywnie patrząc wejść przejść się chodnikiem i tyle. Zrobić kilka zdjęć... Po jednej stronie ulicy tłumy i groteska bo gwiazdy nowsze i bardziej znane i nazwiska rozpoznawalne a po drugiej stronie ulicy....pusty chodnik i spokojny spacer wśród gwiazd ale już "starych". Oprócz chodnika z gwiazdami, chińskim teatrem, Madame Tussands ciężko czymś się specjalnie zachwycać. Mo ale o tym się już trzeba przekonać samemu.