Nic na razie nie wskazywało, że będą to deszczowe Dolomity Tre Cime di Lavaredo więc korzystamy ile siły pozwolą. Wybieramy spacerowy szlak 101 z Misuriny do schroniska.
Na szlaku kilka obowiązkowych przystanków. Po ostrym podejściu asfaltem niestety i lasem, koło asfaltu, wychodzimy na pięknie położony stawik. Tutaj już pieknie komponuję się wieże na tle wody. Można zrobić rundkę wokół. Można sobie pokarmić kaczki/nie polecam/. I najwaznejsze, że można chwilę odpocząć na łaski terenie. Dla zmęczonych są ławki. Nic. Lecimy dalej. Pogoda nam sprzyja.
Z dziką przyjemnością mijamy kolejkę samochodów czekających na wjazd przed szlabanem. Teraz to już przyjemny spacer do góry szlakiem 101. Na szczęście daleko od asfaltu. W końcu docieramy do schroniska i cieszymy się widokami.
Miejsce jest dla mnie szczególne. Tutaj kilka ładnych lat temu zaczęła się moja przygoda z Dolomitami. I w tym rejonie, wspólnie z Łukaszem K., pierwszy raz zmierzyliśmy się z ferratami. Ach piękne czasy i piękne wspomnienia.
Niestety już na zejściu pogoda zaczęła się psuć. Ciemne chmury, które wisiały nad nami i nadciągnęły nie wiadomo skąd przyniosły deszcz. Małe opady. Niestety, musieliśmy schodzić. I była to zapowiedź nadciągającej burzy. Burza na kempingu szalała całą noc. Takich wyładowań i deszczu nie przeżyłem już bardzo dawno. Nie zdążyliśmy schować wszystkich rzeczy. W namiocie o północy utworzyła się rzeka. A my musieliśmy jakoś przeżyć do rana.
Nastepnego dnia pogoda się nie poprawiła. Musimy zmienić lokalizację. I jak się okazało później, nie był to ostatni raz. Teraz wybór padł na Canazei.