Oczywiście o San Francisco poczytane w netach więc wiemy, że China Town należy do miejskich atrakcji oprócz tramwajów wieżowca w kształcie szpilki i nabrzeża;) Miasto bardzo nowoczesne. Dzielnica biznesowa jak w każdym wielkim mieście. Ale China Towan to już inna bajka. I to prawie dosłownie.
Największym minusem na ulicach i w lokalnych sklepach jest kompletny brak angielskiego. Nasze plany o orientalnym jedzeniu padły tak szybko jak szybko zobaczyliśmy menu napisane w krzaczkach bez żadnych cyfr arabskich!
To był cios w plecy! Boimy się ryzykować. Nie mamy pojęcia co nam mogą dać a co najgorsze widząc takich bidusi nieskośnych mogą zarządać ceny jaka im się spodoba. I to nie kwestia kasy co niefajnego uczucia nabicia w butelkę. Spacerujemy po prostu uliczkami i dziwimy się światu. Jest wszystko od targowisk po banki. Nie wiem nie byłem na dalekim wschodzie ale poczułem się jakbym był:)
Dookoła sami skośnoocy. Nikt nie mówi po angielsku. W pewnym momencie mamy uczucie jakbyśmy się przenieśli w przestrzeni. Szok i mega zdziwienie. To były uczucia, które mi towarzyszyły podczas zwiedzania.
My byliśmy w SF w byliśmy w niedzielę. Wszystkie ulice tzn. miejsca postojowe są płatne w parkomatach. My nie mieliśmy problemu ze znalezieniem miejsca. Blisko szpilki znalazło się dla nas fajne miejsce przy głównej ulicy. Jakież było nasze zdziwienie kiedy się okazała, że parkowanie dzisiaj w tym miejscu mamy za darmo! Jednak po naszych przygodach w LA musieliśmy się 2 razy upewnić u lokalnych czy faktycznie postój jest dzisiaj za free?:) Wszyscy zapytani ze zdziwienie odpowiadali że of course.
Faktycznie. Po przejechaniu bliżej wybrzeża okazało się że parkingi tez są niepłatne;) No ale nasza trauma działała nadal:(