Denali przejazdy, zakupy i formalności. Alaska przywitała nas przelotnym deszczem i zimnem...eby czasami nie było. Plan był prosty: zrobić zakupy w Anchorage, odespać loty i zapakować się do busa do Talkeetny. Tam odprawa u Rangersów przed górą i modlenie się o pogodę umożliwiającą przelot na lodowiec z Sheldonem.... Niby nic a punktów sporo.
Wszystko zarezerwowane wcześniej. Wszystko prześledzone i wydrukowane.
Wiemy gdzie. Tylko nie wiem za bardzo jak?!
Na lotnisku wysiadamy na miedzynarowowym terminalu...więc z bagażami musimy się wydostać z lotniska. Spacer z workami nie wchodzi w grę to prawie 6km! Jest tylko parking i widać drogę.
Nie możemy z lokalizować przystanków busa. Szukamy. No ale znaleźliśmy. Ja się wie...to takie oczywiste:)
Wystarczyło szukać tabliczki "PEOPLE MOOVING" ;) się uśmialiśmy serdecznie.
Bus podjechał.
Zapłaciliśmy za bilet u kierowcy-bilety jednorazowe 2$. A kierowca...uuuu PANI KIEROWCA, uprzejma i dziękuje i proszę i miłego dnia...DO KAŻDEGO! - prawie jak u nas:)))
Wysiadamy na przystanku niby najbliżej naszego noclegu sławnego hostelu BASE CAMP. Nikt nie wie gdzie to jest.
Ale uczynny pan pakuje nas do swojego samochodu i wiezieee 100m. bo BASE CAMP był właśnie na tej ulicy. Faktycznie jego lokalizacja to jest największy plus.... no i wiadomo cena ale chyba tak naprawdę jedyny bo wnętrze. Ech....ale trzeba przyznać że czyste i nieśmierdzące. Najważniejsze że jest się gdzie wyspać i wykompać. Dla nas jako przystanek w drodze nadał się dobrze. Trzeba napisać o śniadaniu w cenie. Hmmm jakby to ująć jest ale trzeba sobie samemu zrobić z produktów które są w otwartej kuchni:) Taki fortelik...
Denali przejazdy, zakupy i formalności. Teraz czas na zakupy. Jak napisali tak jest.
My z racji poczytania w necie o kontrolach celnych i problemach z przewożeniem różnych rzeczy a w szczególności jedzenia zrezygnowaliśmy z zakupów w kraju. No i dobrze. Bo ani bysmy się nie spakowali do worów z limitem bagażu ani nie bylibyśmy mobilni. Spotkany później Jasiek mówił że przywiózł liofy bez problemu i nikt się nie czepiał. Jak dobrze że nie kupiliśmy w Polsce liofów...ufff. No ale jak ktoś jest koneserem tego typu jedzenia /czasami trzeba/ to liofów tutaj dostatek smaków. Średnio liofek w REI-u 7-9$ więc wydatek znaczny.
- CARRS na zakupy spożywcze - no i jest bufet więc można coś zjeść /a nawet samemu coś skomponować/,
- REI cała technika /gazy, paliwo, liofy-błeeee!! i wogóle wszystko/ oraz kilka mniejszych sklepów z rzeczami przydatnymi na wyprawie. NAJWAŻNIEJSZE - KUP WCZESNIEJ NOSEK NA OKULARY - tutaj 7$ a po co przepłacać? PRZYDAŁ SIĘ OJ PRZYDAŁ!!
- My tym razem poszliśmy w naturę. ŻADNYCH liofów. Za to kupiliśmy wołowinę mieloną na hamburgery - szkoda że nie widzieliscie min ludzi w 2kampie /bezcenne;)/, boczek, wołowinę w plastrach, suszoną wołowinę /szczzerze mówiąc bardzo energetyczną ale...specyficzną w smaku, który nam się szybko przejadł/,
Pierwszy raz w Stanach...nie mogłem sie nadziwić opakowaniom...szczególnie ich wielkościom. Mleko po 2i 5 litrów czy WIADRO lodów;))) ech wszystku musi być wielkie!
Po wyspaniu sie, zjedzeniu i jako tako odetchnięciu /niestety pogoda dalej taka sobie/ musimy jechac do centrum na przystanek busa, który nas zawiezie do Talkeetny. Dla naszej dwójkowej wyprawy do najtańszy środek dostania się do celu. Po 90$ i juz siedzimy w klimatyzowanym busiku z kierowcą, który nadaje cały czas przez głośniki opowiadając różne historyjki...a tu znowu chce się spać!
Na busa do Talkeetny trzeba zgłosić się wcześniej na stanowisko odpraw, które znajduje się z boku muzeum pod filarami. Tam po potwierdzeniu rezerwacji można juz oddać bagaże i na luzie powałęsać się po okolicy. W parku jemy 2 śniadanie i szukamy jakiegoś skklepu w celu zakupienia środków nawadniających...niestety brak. Przez prawie 2 godzinną podróż pijemy wodę....
Autobus w Talkeetnie zatrzymuje się w dużym hotelu daleko za "centrum" Talkeetny więc dobrze mieć umówiony transport z firmą, któa nas będzie transportować na lotnisko czyli w naszym przypadku przyjeżdża po nas busek Sheldon Air Agency i zawozi nas do przytulnego hosteliku na nocleg. Po drodze pokazuje nam swój hangar skąd będziemy lecieć i miejsce gdzie możemy się nawet przespać i zostawić worki.
Decydujemy się na nocleg w mieście....mając w perspektywie kilkanaście nocy na karimacie w namiocie;)
Denali przejazdy, zakupy i formalności. Oprócz wszystkich logistycznych spraw związanych z dotarciem do startu...hehe...obowiązkowa jest odprawa u rengersów. Bez niej nie ma szans dostać permit i ruszyć na zdobywanie. Bez pieczątki rengersów nie polecimy na lodowiec.... Więc jakby nie spojrzeć to najważniejsza rzecz do załatwienia!
Na spotkanie /odprawę/ u rengerów trzeba się wcześniej umówić. Terminy są rezerwowane z dużym wyprzedzeneim więc przy dużej ilości wspinaczy można nie załapać się na odprawę i wyprawa utknie w Talkeetnie bez zezwolenia na wyjście;(
Spotkania u rengersów opisywane są na wszystkich forach...ale trzeba się przygotować na serię pytań z formularza. Czyli: ile i jakie namioty nawet jakiego koloru! ilość gazu, paliwa, kuchenek czy po bardziej prozaiczne rzeczy-ubrania w tym rekawice, kurtki i śpiwory. Potem standardowy film z podtawowymi zagrożeniami na wejściu. Wszystkie etapy przejścia z krótką analizą skali trudności i jakże cennymi uwagami rengersa. Warto popytać posłuchać....mają wielkie doświadczenie i niejedno juz widzieli na tej górze.
Lepiej się dwa a nawet trzy razy spytać niż potem płakąć iz wijać żagle...bo się nie wiedziało!
Jedną z najwazniejszych rzeczy to jest kubeł na "naturalne" odpadki czyli kupę. CMC - Clean Mountain Cans, nasz wyprawowy nocnik z przydziałem oznakownych zarejestrowaną nazwą wyprawy niezmywalnym mazakiem worków na kupę. Kubełek duży ale da się z nim żyć szczególnie po przyzwyczajeniu do przesiadywania:) Oczywiście CMC trzeba używać i na koniec wyprawy rozliczyć jako niezbędnik wyprawowy:))) u rengersów!
Sheldon Air Service - to agencja jedna z 3 latających na lodowiec. Ich dziadek jako pierwszy wykonał komercyjny lot na lodowiec Kalhetna w 1932 roku. Więc doświadczenie mają nie małe. Firma rodzinna bez wodotrysków i z flota kilku samolotów...robią to co lubią! Chyba:)
Tak więc po zarezerwowaniu i wielokrotnych potwierdzeniach rezerwacji dwonimy do Davida żeby nas odebrał z tobołami z przystanku busa. Nie ma najmniejszego problemu kilka minut i wielki bus wtacza się na podjazd. Miły usmiechnięty - to co lubimy. Wiezie nas na lotnisko do hangaru skąd wystartujemy na lodowiec. Można tutaj spać jak czyni wiele ekip. My rezygnujemy i jedziemy do zarezerwowanego domku i wieloosobowego pokoiku.
Denali przejazdy, zakupy i formalności. Nie ma problemu. David wiezie nas do domku /bo w porównaniu z resztą domki tutaj jakieś takie malutkie/. Po drodze opowiada i objaśnia gdzie iśc na jedzenie a gdzie na piwo i oczywiście pokazuje nam stacje rengersów...jakbysmy mieli szukać. A propos Talkeetna tzn centrum to jedna uliczka tak gdzies maksymalnie 500 metrowa;))))
Typowa mieścinka startowa na początku szlaku wszystkich wspinaczy. Ale klimatyczna i nienachalna...tylko nie ma co robić... oprócz picia dobrego alaskańskiego ale!!!
Pozrdowienia dla Sheldonów:)
TALKEETNA - no metropolia co sie zowie:) Musisz tutaj byc żeby pozałatwiać wszystkie formalności. Więc nie ma co się rozwodzić...
Całość to z 500m głównej ulicy i plac przy którym jest wszystko. A najważniejsze dla nas jest sklep Liquor:) W którym za każdym razem musimy udowadniać że mamy skończone 18 lat i możemy pić piwo. A u nas narzekają:(
My jak zwykle mieliśmy szczęście. Chociaż przylecieliśmy i pogoda była słaba a jak przyjechaliśmy do Talkeetny to nawet padało to nie musieliśmy czekać na lot na lodowiec zbyt długo jak co poniektórzy. Proste -NIE MA POGODY - NIE LECISZ. No bez przesady. Jak nie ma warunków nikt nie lata i wszyscy wspinacze są uwięzieni z nosami wlepionymi w prognozy pogody.
Fin, który z nami mieszkał 3 dni czeka na wylot! Jeden dzień przesiedziałw hangarze na walizkach bo juz sie przejaśniało już mało co...by wystartował.
Więc my szczęsciarze spędziliśmy przepisowy 1 dzieńw Talkeetnie i pogoda na tyle się ustabilizowała że po południu polecieliśmy na lodowiec;) Ech szczęście!!!