Denali atak szczytowy- pierwsza próba następnego dnia. Małe okno pogodowe daje szansę na zaatakowanie szczytu. Zmęczenie i słaba regeneracja w nocy p wczorajszym wejściu do 17ki nie napawa optymizmem. A w dodatku jest już naprawdę zimno! Zwlekamy. Wszyscy ruszyli wcześniej. My pamiętamy jednak słowa rangersa: nie ma po co się śpieszyć z wyjściem wczesnie rano na Denali!
I wiadomo rangers miał rację. Przecież to zawodowiec. A zawodowców i bardziej doświadczonych trzeba słuchać:) Wyłązimy bardzo niechętnie ze śpiworów. Zmęczenie jednak już daje znać o sobie a tutaj najwazniejsze wejście! Trzeba się zmotywować i dać z siebie wszystko. To najważniejszy dzień wyprawy! Powoli krzątamny się w obejściu. Standard. Gotowanie wody, jakieś jedzenie i przygotowanie zapasu płynu na wejście.
{jb_quoteright}The ranger said: wyjdźcie po 10..bo całe podejście na przełęcz będzieci mieć już w słońcu i nie zmarznięcie:) {/jb_quoteright}
Tak tez zrobiliśmy. Na jedno nie możemy narzekać. Pogoda jest wyśmienita. Jest słońce to będzie ciepło:) Ale najważniejsze że widoki są aż po horyzont ...w każdą stronę świata:))) Jest cudnie. Ale zachwycać się będziemy cały dzień i...całą noc! W końcu jest dzień polarny:)))
Denali atak szczytowy- pierwsza próba następnego dnia zapowiadał się całkiem optymistycznie pomimo zmęczenia i mrozu. Nie ma co się zastanawiać. Pogoda jest idealna więc o odpuszczeniu nie ma co dyskutować. Góra zapłacona ma być zdobyta /cała relacja etapami tutaj/. Pakujemy co niezbędne. Wiążemy szpej i nie ma co się zasatanwiać. Ruszamy.
Wyjście z 17ki to prosta droga po zboczem grani na Przełęcz pod Denali. Ruszyliśmy i już są problemy. Pierwsze rozruchowe podejście jest już wyczerpujące. Stajemy co kilka kraków i odpoczywamy. Jeszcze nie weszliśmy nawet 100m!!! a już zdychamy!!!OMG. Co będzie dalej?! Łukasz standardowo w pewnym momencie staje jak wryty i jak zwykle ma dosy. NIE IDĘ! IDŹ SAM! czyli klasyka:))) Ale wcale nie jest mi śmiesznie.I znowu jak zwykle dajemy sobie ultimatum....idziemy i zobaczymy gdzie i ile wejdziemy. A potem się zobaczy! Dreptamy powoli na przełęcz. Tam pierwszy solidny odpoczynek i zasilanie. Zobaczymy. Na razie są nerwy i duże zmęczenie.
Odcinek "autostrady" pokonujemy z wielkim trudem. Ale jakimś cudem docieramy do przełęczy. Denali atak szczytowy pierwszy atapik zaliczony! Pierwsza psychiczna bariera złamana. Przed nami dalsza mozolna wspinaczka. Kolejny cel do zdobycie to FOOTBALL FIELD.
Denali atak szczytowy- pierwsza próba ma coraz większe szanse na powodzenie. Piekna pogoda i troszeczkę podreperowane morale pozwalają nam iść dalej. Przy podejściu na Football Field mijamy już schodzącego Jaśka. Ten to ma kondycję! Brawo Gościu! No z naszym tempem i siłami zejdzie nam chyba więcej. Ale nastroje się już poprawiły. Jest pięknie więc możemy iść ile damy radę. DNia nam nie zabraknie:) Teraz już tylko wielka połać śniegu i przed nami "wspanieałe" podejście na PIG HILL. Ciekawe jestem dlaczego to ktoś tak nazwał.
Z Football Field nie wygląda tak tragicznei:) Po prostu kolejne podejście i na szczęście ostatnie przed szczytem! Ale scianka robi wrażenie głównie wielkością. Z daleka nie widać szczegółów ale po szybkości wspinania ludzi przed nami widać że nie jest łatwo. Widoki stają się coraz bardziej oszałamiające. Mam wrażenie że widać całą Alaskę!
Chwilę później przekonaliśmy się dlaczego tak wolno się podchodzi na Pig Hill. To po po prostu spore podejście! Dodatkowym utrudnieniem oprócz wysokości jest zasypywanie wydeptanej trasy przez schodzących wspinaczy. Część wyrzeźbionych stopni jest ozapadana i pozrywana więc wchodzenie staje się trudniejsze. Ale wiadomo jak to w górach tylko krok za krokiem zbliży cię do celu. Szczyt wydaje się być w zasięgu ręki:) Nasze tempo jest strasznie ślamazarne ale brniemy do góry. Teraz to juz nei ma sensu się zatrzymywać. Dzień trwa!
Na trasie jest już coraz mniej wspinaczy i wydaje mi się przez chwilę że jesteśmy ostatni. Na grani przed szczytem mijamy schodzącą ostatnią jak się okazuje parę wspinaczy. Bardzo się dziwią że jeszcze idziemy do góry! My się jeszcze bardziej dziwimy...bo dlaczego nie. Przynajmniej na wierzchołku bedziemy sami i nie musimy się przepychać do zdjęć!
Teraz to już prosta droga na szczyt w pięknych okolicznościach przyrody. Zero wiatru piękne niebieskie niebo i cieplutkie słoneczko. Czego chcieć więcej?! Mamy to. Jesteśmy sami! Pinezka na szczycie jest tylko dla nas. Denali atak szczytowy- pierwsza próba zakończona sukcesem.
DENALI zdobyte. 31 maja 2017r. przed godziną 24 staneliśmy na szczycie. Denali było tylko dla nas. Udało nam się zrealizować kolejne marzenie. Zdobyliśmy kolejny szczyt KORONY ZIEMI! Brawo MY!
Nie było łatwo. Ale jak zwykle pomimo wszyelkich niedogodności .zmęczenie, ból głowy Łukasza jak zwykle daliśmy radę. To mi się w naszym zespole podoba najbardziej. Łukasz dziękuję za kolejną górę! Teraz tylko trzeba bezpiecznie zejść!