Żmudne podchodzenie do obozu C2 to dzień 2. Odcinek z Lodowca Kahiltna do Ski Hill Camp postanowiliśmy podzielić. Odpoczynek w pośredniej C2 dobrze nam zrobi! W naszym przypadku postanowiliśmy spokojnie i do góry. Żmudne podchodzenie i przyzwyczajanie się do sanek. Bez wczesniejszej klimy i niewyraźnej pogodzie okazało się to dobrym rozwiązaniem. Poza tym w obozie 2 poznajemy Jaśka i Krzyśka, z wspólnie /lecz nie razem:)/ eksplorujemy góre dalej....a co najważniejsze wyżej!
Nic oprócz pogody sie nie zmienia. Po pobudce /gdzieś kolo 9/ i to przymusowej bo krzątanina w obozie budzi nas z zasłuzonego snu.
Jak zwykle standardowa krzątanina. Zwijanie namiotu, suszenie śpiworów układanie wszystkiego na sanki. Trzeba się zasilić. Mróz juz dokucza a dopiero rano i 2600 więc nastawienie nie jest specjlnie za gorące przed wyruszeniem. Plan jednak musi być realizowany. Pakujemy rzeczy do worków i coraz lepiej nam to wychodzi bo w obozie nie grzebiemy w worach jak potrzepani;)
Śniadanko i herbatka dobrze robi tym bardziej że apatyty dopisują. Naturalne jedzenie się sprawdza i wszystko czytaj brzusio funkcjonuje ja nalezy:) Pakujemy się i wiążemy. Postanowilismy iść dalej w rakietach chociaż niektórzy zakładają już raki. Przed nami 300m przewyzszenia więc powinnismy dać radę w rakietach. Po wczorajszych mijankach poza szlakiem rakiety spisały się jak najbardziej poprawnie. Powoli startujemy....żmudne podchodzenie do obozu 2 zaczyna się właśnie teraz;)
Poranek jest mroźny ale piekny. Na razie nic nie zapowiada opadów śniegu więc szło się będzie rewelacyjnie. Obóz nr 2 to juz prawie 3000m. Przy tej szerokości geograficznej to już odczuciowo znacznie wyżej!
Spokojnie docieramy do obozu 2 ale to jest obóz pośredni i nie wszyscy się tutaj zatrzymują. Część wspinaczy idzie od razu do C3. My postanowiliśmy zrobić to powoli. Dzisiaj wystarczy. Odpoczywamy a jutro do C3. A że miejsca są częściowo pozajmowane rozglądamy się za lokalizacją w której będziemy musieli kopać najmniej:) Para wcześniej mijanych Polaków wspaniałomyśnie zajęła nam bardzo przyzwoity placyk koła swojego namiotu! Jest murek z 3/4 stron więc tylko musimy wkomponować namiot:)
{jb_quoteright}Magiczna łopatka Grivela znowu robi furorę. Tutaj też nikt czegoś takiego nie widział. A Polaczki mają!!!{/jb_quoteright} W przemiłej atmosferze rozbijamy namiot. rozłożeni chwilę odpoczywamy w rozgrzanym namiocie. Mimo wielkiej chęci walnięcia w kimono musimy zrobic kolację i się nawodnić! A dzisiaj chcemy zaszaleć! Lukas wymyśla że przy takiej pieknej pogodzie i widoku zrobimy prawdziwe hamburgery! Jaki mieliśmy ubaw....bo nikt nam nie chciał uwierzyć że tachamy prawdziwą wołowinę! Jednak niedowiarkom opadły szczeny kiedy już hamburgery skwierczały w garnku i rozsiewały aromat niespotykany nawet w "najlepszych" liofach:)))))
Żmudne podchodzenie do obozu 2 zakończone. Znowu sie okazuje że się da a napewno lepiej smakuje i lepiej się przyswaja natura!