Powrót po zdobyciu Denali i świętowanie sukcesu. Jest się z czego cieszyć. Denali zdobyte. Nasza 4 góra z Korony Ziemi. Teraz tylko zejście. Powoli i z uśmiechem na bani. Bo się udało. Nie musimy się śpieszyć pogoda jakby grała dla nas. Słoneczko, piękna pogoda i ciepło. Wymarzone zejście!
Powrót po zdobyciu Denali odbywa się oczywiście etapami. Zejście ze szczytu po całodniowej harówce odcisnęło na nas swoje piętno. Bardzo zimno w namiocie. Nie mieliśmy siły ugotować czegokolwiek. Temperatura spadła gwałtownie że strach wyjść ze śpiwora. Dobrze że mamy jeszcze orzewacze i jakoś tym ratujemy termikę. Jest naprawdę cięzko. Ale musimy jakoś pospać kilka godzin żeby jutro bezpiecznie się stąd zawijać! Jest potwornei zimno wszystko zamarza. Na szczęście do świtu jeszcze tylko kilka godzin. W jak wyjdzie słońce będzie już tylko lepiej!
Nadzieja umiera ostatnia. Udaje nam się jakoś zasnąć pewnie ze zmęczenia i może dzięki temu jakoś szybxiej dotrwaliśmy do rana.
Słońce już oświetla namiot i można bezpiecznie wyjść na zewnątrz i zacząć coś robić do jedzenia i oczywiście do picia. Jesteśmy odwodnieni przez co zimno bardziej dokucza. Ale to już za nami. Teraz już tylko w dół:))) To jest zdecydowanie dobry pomysł!
Pakujemy się i schodzimy przed nami najtrudniejszy technicznie odcinek zejścia. Granią do C4. A po drodze ściana z liną. A nasze zmęczone nogi drgają za każdym krokiem. Ale znowu jest pięknie. Widoki rekompensują zmęczenie. W końcu schodzimy na dół.
Powrót po zdobyciu Denali i świętowanie sukcesu. Chcociaż jeszcze trzeba tak zaplanować pobyty w obozach żeby ostatnim zejściem załapać się na samolot z bazy do Telkeetny żeby spokojnie zjeść hamburgera i napić się piwa...dużo piwa!!!