Droga do obozu 4. Po wczorajszym dniu aklimatyzacji i szczęśliwym zejściu w śnieżycy nastał dzień 5 wejścia. Trzeba dodać przepiękny dzień. Słoneczko a przede wszystkim widoczność jest extra. Nie ma co narzekać na zachmurzenie. Zimno coraz bardziej. Ale do tego się już powoli przyzwyczajamy;)
Podejście na przełącz po całym dniu opadów śniegu wyglądało pięknie. Otulone świeżym całunem śniegu skrzącym się w słońcu...po prostu bajka. Taką jak sobie wymarzyliśmy. Wczorajsze zmęczenie i strach powoli opadł. Patrząc na swiat dookoła chce się zyć.
Decydujemy się. Dzisiaj korzystając z super pogody podbijamy do C4. To już będzie jakieś 4300;) Przed nami Motocycle Hill i Windy Corner!
Pełni zapału zaczynamy dzień. Gotowanie i składanie namiotu, pakowanie maneli. Dzień jak co dzień. Wszystko na sanki. Zostawiamy niepotrzebne rzeczy w tym już niepotrzebne rakiety... Uprzeże, lina, wiazanie...i w drogę.
Ładnie przysypane i zmrożone podejście na przełęcz jest dobrze widoczne. Kilak ekip przed nami przedepatło szlak więc idzie się zdecydowanie lepiej. Nie mówiąc już o pięknym słoneczku, które grzejąc redukuje w znacznym stopniu mróz:) Dosyć sprawnie docieramy na przełęcz oczywiście robiąc sobie co jakiś czas przerwy na złapanie oddechu. To już troche wysokości jest a trzeba doliczyć dodatkowe towarzystwo w postaci naszych saneczek.
Po wejściu na Squirrel Hill szukamy zostawionego wczoraj depozytu. No niestety nie było łatwo. Wczorajsza zadyma i dzisiajsza mega widoczność sa nie do porównania. Wygląda jakbyśmy nigdy tutaj nie byli:))) Na szczęscie zanjdujemy depozyt. Przerwa na przepakowanie i małe zasilanie. Przed nami patelnia i wejście na Windy Corner.
Podejście nie jest takie przyjemne i malutkie jakby się wydawało. Niestety musimy to przejść żeby spokojnie i bezpiecznie dotrzeć do C4. Myśałem że po przejściu Windy Corner będzie łatwiejsze.
Niestety może i byłoby łatwiej gdyby nie wyślizgane sankami zbocze po których te ostatnie cały czas zjeżdżały i zciągały nas w dół. Ani to fajne ani przyjemne. {jb_quoteright}Trudno trawersować nachylone zbocze. Sanki szarpią co chwile za plecak rzucając cie raz do tyłu raz w bok i oczywiście ściągają w dół! ....ech nerwowo było i nie fajnie!{/jb_quoteright}
Po przejściu Windy Corner i super zbocza można odpocząć z super widokiem na w końcu płaskim kawałku szlaku. Najbliżej nas Foraker i cudna panorama Alaski. Widok na jaki ciężko zapracowaliśmy:) Teraz już kroczek za kroczkiem metr za metrem żółwim tempem suniemu do obozu.
Zmęczenie mocno daje się we znaki.Chcemy wejść jak najszybciej. Zrzucić plecaki odpiąć te zasr...sanki i położyć się na łaskim w namiocie!! A tutaj idziemy i temu iściowi nie ma końca. Najgorsze że obóz widać dopiero przed jego ostatnim do niego podejściem. Kiedy to nastąpiło "fruniemy" juz na skrzydłach....